Newsy ze świata

 

Budowa autostrady A4 w okolicach Rzeszowa
Sensacja na skalę europejską: na trasie przyszłej autostrady A4 rzeszowscy archeolodzy odnaleźli bogato wyposażony grób młodego księcia sprzed sześciu tysięcy lat.

Na 40 arach wykopalisk, prowadzonych na trasie przyszłej autostrady A4 w miejscowości Szczytna, niedaleko Jarosławia, naukowcy spodziewali się znaleźć ślady neolitycznej osady i kurhan. Jednak to, co odkryli w jego wnętrzu przekroczyło najśmielsze oczekiwania.

Na początku znaleźliśmy miedziany toporek. Czy pochodzi z wczesnego brązu, kiedy takich toporków było więcej? A może jest starszy? Z zapartym tchem czekaliśmy co będzie dalej. Wkrótce doszły kolejne znaleziska i wtedy stało się jasne - mamy prawdziwą sensację, która spowoduje rewolucję w datowaniu epok, wydłuży czas kultury ceramiki sznurowej - emocjonuje się Monika Hozer, archeolog, która razem ze swoją ekipą dokonała tego odkrycia. Szyb wejściowy i nisza grobowa wydrążona została w litym lessie. W środku naukowcy odnaleźli fragmenty szkieletu mężczyzny sprzed sześciu tysięcy lat, ułożonego w pozycji skurczonej, na prawym boku. - To pozycja charakterystyczna dla grobów kultury ceramiki sznurowej, która istniała cztery tysiące lat przed Chrystusem. Nazwę swą wzięła od sposobu ozdabiania ceramiki - odciskiem sznura - opowiada archeolog.
Oprócz toporka w grobie złożone były także miedziane ozdoby: dwie nausznice, naszyjnik oraz pięć naczyń: jedna amfora i cztery puchary. Były też grociki sercowate do strzał i kilkanaście narzędzi krzemiennych oraz kości zwierzęce, prawdopodobnie owcy lub kozy. Był to dar grobowy.

Do tej pory znajdywano pojedyncze egzemplarze miedzianych toporków, podobne odnajdywano aż w Siedmiogrodzie (dzisiejsza Rumunia - red.). Nasz posiada ścisłe analogie do tych z Siedmiogrodu, co świadczy o skali kontaktów, jakie miały ówczesne ludy. Ale dopiero zestawienie toporka z ozdobami, naczyniami i narzędziami, czyni z naszego znaleziska ważne wydarzenie w skali Europy. Tak bogate wyposażenie grobu z tego okresu to unikat - opowiada naukowiec.

Odkrycie dla nas ma nieocenioną wartość historyczną, ale dla współczesnych księciu, wyposażenie jego grobu było prawdziwym skarbem. - Miedziany topór i ozdoby można porównać dziś do wartości najwyższej klasy brylantu. Miedź była wtedy niezwykle rzadka. To niewyobrażalny jak na tamte czasy majątek - wyjaśnia Monika Hozer. Fakt, że przedmioty o tak wielkiej wartości zakopano w ziemi razem ze zmarłym świadczy, że był on osobą najwyżej postawioną w hierarchii społecznej. - Był księciem-wojownikiem, przewodził ludowi koczowniczemu - mówi archeolog. Wiadomo o nim jeszcze tylko tyle, że był młody. Antropolog ocenił wstępnie jego wiek po zawiązkach zębów. Wkrótce, po bardziej szczegółowych badaniach, być może będziemy mogli dowiemy się o wojowniku czegoś więcej.

Co ciekawe - grób przez wieki nie został okradziony ze skrywanych skarbów. - Ci, którzy go kopali dobrze go zabezpieczyli. Był ukryty trzy metry pod ziemią - opowiada Monika Hozer.

Oprócz grobu księcia w tym samym kurhanie znajdowały się dwa inne groby, osób niższych rangą - z okresu brązu. Grób księcia nie był wcale głównym w grobem tego kurhanu. Przed archeologami więc kolejne odkrycia, właśnie dotarli do strefy, gdzie powinien znajdować się pochówek centralny.

To nie pierwsze sensacyjne odkrycie Moniki Hozer. Pięć lat temu w Terliczce odnalazła najstarszą w Polsce drewnianą studnię, z IX w. p.n.e. Bogato wyposażony grób księcia z neolitu przebił tamto odkrycie. - Jak się kopie ileś lat tylko ceramikę, to odnalezienie takich skarbów daje niesamowitą radość. Odkrywamy historię, rzucamy na nią kolejny snop światła - opowiada o swoich emocjach.

Teraz jednak czekają ją żmudne badania. Zapowiada powstanie pracy naukowej, którą napisze wspólnie z prof. Janem Machnikiem, polskim autorytetem w dziedzinie kultury ceramiki sznurowej. Potem wszystkie skarby znalezione w grobie księcia w Szczytnej będzie można zobaczyć w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Na przyszły rok przygotowywana jest wystawa wykopalisk znalezionych na trasie autostrady A4. Oprócz rekonstrukcji neolitycznego grobu znajdzie się tam także m.in. najstarsza w Polsce drewniana studnia z Terliczki.

Prace w Szczytnej, prowadzone na zlecenie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, nadzoruje Fundacja Rzeszowskiego Ośrodka Archeologicznego.
deser.pl


Wśród skarbów hrabiego Potockiego znajdowało się m.in. jedno z jaj Fabergé. Na zdjęciu jajo Fabergé - Rothschild, sprzedne na aukcji Christie's za rekordową sumę 8.9 mln funtów, fot. AFPSkok pani minister na jajo.

W grudniu 2007 roku w Paryżu prezes Fundacji im. Jakuba hr. Potockiego prof. Alfred Jerzy Meissner razem z księgową otworzyli skrytkę bankową, w której od lat przechowywane są pamiątki po fundatorze. Nie wiedzieli, co w niej znajdą. Musieli tę skrytkę otworzyć, bo zażądały tego włoskie władze Banku Pekao SA, w którego francuskim oddziale skrytka się mieściła.

Po otwarciu nie wierzyli własnym oczom. W skrytce leżały skarby ogromnej wartości, co nie budziło wątpliwości nawet laika, m.in. bezcenne jajko Fabergé. Przedmiot, który na aukcjach sprzedawany jest za miliony dolarów. Ale to tylko cząstka skarbca. Była też sowa Fabergé ze srebra patynowanego, srebra pamiętające epokę carycy Katarzyny II – większość pamiątek pochodzi właśnie z XVIII wieku. Po przewiezieniu ich kilka miesięcy później do Polski wyceny dokonali rzeczoznawcy. Potwierdzili, że skarby są unikatowe i wprost bezcenne.

Prezes Meissner za radą ekspertów zdecydował, by skarbów nie ubezpieczać, bo są tak cenne, że tym sposobem mogliby się o nich dowiedzieć potencjalni rabusie.

Jednak odnalezienie pamiątek po hrabim Potockim i przywiezienie ich do Polski ściągnęło kłopoty. Nagle tym, co się dzieje w prywatnej fundacji, zaczyna się bardzo interesować Ministerstwo Zdrowia. A przecież to tylko jedna z 2689 prywatnych fundacji kontrolowanych przez ten resort.
Zgodnie z wolą fundatora, polskiego arystokraty mieszkającego na przełomie XIX i XX wieku we Francji, Fundacja im. Jakuba hr. Potockiego ma służyć polskim lekarzom. Konkretnie ma opłacać wyjazdy i szkolenia specjalistów od chorób płuc i nowotworów. Robi to od lat, finansując rocznie stypendia około 100-150 lekarzy.

Prof. Meissner kieruje fundacją od 2001 roku. Przez lata harmonijnie współpracował z członkami siedmioosobowej rady fundacji, w skład której wchodzą tuzy polskiej medycyny. Wszystko zmieniło się w 2009 roku. Jesienią, po powrocie profesora Meissnera z urlopu, zastępujący go członkowie rady, profesorowie Kazimierz Roszkowski-Śliż i Edward Towpik, zażądali natychmiastowego zwołania rady. Miałaby ona zająć się wykrytymi przez nich nieprawidłowościami. W czasie urlopu prezesa obaj profesorowie – po raz pierwszy tak dokładnie – mieli możliwość zapoznania się z wartością pamiątek po hrabim Potockim.

Prof. Meissner próbował się dowiedzieć, o jakie zarzuty chodzi – wszak sytuacja finansowa fundacji była bardzo dobra, na koncie było sporo pieniędzy. Wtedy w sukurs obu profesorom przyszło Ministerstwo Zdrowia, popierając ich żądanie. Okazało się, że rzekome nieprawidłowości dotyczą nadmiernych wydatków na remont i wyposażenie siedziby fundacji, niesłusznej rzekomo nagany udzielonej głównej księgowej (m.in. za wykorzystywanie wyjazdów służbowych do celów prywatnych), a także wpłaty 70 tys. zł z konta fundacji do skrytki bankowej.
Newsweek Polska 
 


Przez lata leżał schowany za kanapą.
"To obraz Michała Anioła!"

Obraz Piety, który leżał za kanapą w rodzinie Koberów i rysunek Michała Anioła ofiarowany Vittorii Colonnie. Wartość płótna ocenia się na 300 milionów dolarów.

Nieukończony obraz Piety od dawna był w posiadaniu rodziny Koberów z Buffalo w USA. Pieszczotliwie mówili o nim ''Mike'' - bo według rodzinnej legendy namalował go Michał Anioł. Płótno kiedyś wisiało na ścianie domu Koberów, 27 lat temu zostało schowane za kanapę - informuje ''Daily Telegraph''.

I leżało tak pod coraz grubszą warstwą kurzu, nikt o nim nie pamiętał - aż do 2003 roku. Wtedy Martin Kober postanowił sprawdzić, skąd tak naprawdę obraz wziął się w jego rodzinie. O pomoc zwrócił się do eksperta - Antonia Forcellino. Włoski historyk, konserwator i pisarz wydawał się odpowiednią osobą - zajmował się odnawianiem rzeźb Michała Anioła. Na koncie ma również prace konserwatorskie w katedrach w Sienie i Orvieto.

Początkowo założyłem, że to będzie kopia. W rzeczywistości ten obraz jest nawet piękniejszy niż wersje wiszące w Rzymie i Florencji - uważa Forcellino. Według niego obraz jest oryginalnym dziełem Michała Anioła. Jego badania wskazują na to, że obraz namalowany w 1545 jest wersją znanego rysunku Piety - dzieła, które artysta dedykował Vittorii Collonie. Badanie rentgenowskie i w podczerwieni uwidoczniły zmiany naniesione przez autora.

Jestem absolutnie przekonany, że to obraz Michała Anioła - podkreśla historyk. Losy płótna opisał w swojej książce ''Lost Pieta''. A Koberowie postanowili na wszelki wypadek umieścić obraz w skrytce bankowej.
arak/deser.pl




Wykopał na polu hełm. Został multimilionerem

Okazało się, że wykrywacz metalu trafił na rzymski hełm sprzed 2000 lat.

Brytyjski farmer Eric Robinson z Crosby Garrett postanowił spróbować coraz popularniejszego na wyspach hobby - poszukiwania skarbów za pomocą detektora metalu. Miejscem, na którym postanowił użyć nowego nabytku było jego własne pole. Okazało się, że skrywa ono rzymski hełm paradny datowany na I-III wiek naszej ery.

Prawo na Wyspach jest dość łagodne dla poszukiwaczy-amatorów i pozwala na sprzedaż pojedynczego znalezionego przedmiotu wykonanego z brązu. Szczęśliwiec, idąc za radą znajomych postanowił wystawić znalezisko na licytację w renomowanym domu aukcyjnym Christie's.

Wbrew szacunkom ekspertów, mówiących o cenie 300 tys. £, okazało się, że anonimowy nabywca licytujący przez telefon zaoferował aż 2,3 miliona funtów. Eric Robinson stał się w jednej chwili multimilionerem. Jak sam powiedział: "Nogi się pode mną ugięły. Pracowałem na farmie tak długo, a nie dorobiłem się nigdy dużych pieniędzy. A to leżało w ziemi przez tyle lat"


Sam hełm, zwany Kumbryjskim (od nazwy hrabstwa w którym go znaleziono - Kumbrii) to jedno z najwybitniejszych osiągnięć rzymskiej sztuki kowalskiej. Nosili go w czasie parad legioniści o szczególnych osiągnięciach. Wyposażony jest w pięknie kutą, wykonaną z brązu maskę



KDC/deser.pl